Człowiek orkiestra

Biegać, skakać, latać, pływać,
W tańcu w ruchu wypoczywać.
Biegać, skakać, latać, pływać,
W tańcu w ruchu wypoczywać.
[„Z poradnika młodego zielarza” Pan Kleks]

     Biegać, skakać, latać… Zdecydowanie chciałabym wszystko bez wyjątku robić. Ambitnie się zawzięłam. Zauważyłam, że ostatnio chce mi się robić dużo albo i więcej! Czuję się jak rebeliant szykujący się do walki. Przygotowanie musi być gruntowne, kompleksowe i efektywne. Wymyślam ciągle coś nowego, nie kończąc starego. Tak to już ze mną jest.
     Po pamiętnym rajdzie w Zawoi zaparłam się, że zacznę biegać. I zaczęłam, żeby nie było. Raz po raz podchodziłam do tego biegania jak do jeża. Zaczynałam, przestawałam, zniechęcałam się, zaczynałam znowu. Obecnie jestem na etapie „bardzo chcę, ale mam taaaaaaaaakiego lenia”, więc truchtam – i owszem – od wielkiego dzwonu. Ale będę biegać regularnie. Serio!

Moje tętno w czasie biegania
nadal przedzawałowe, na
panelu z Ewką robimy
z siebie durne lamy,
chichocząc jak napalone
15-stki. Paznokci nie maluję
od 3 tygodni. To co z nich
zostało, nie nadaje się
do pokazywania publicznie.

     Od zawsze ćwiczyłam, trenowałam, miałam solidną dawkę ruchu. Kocham sport nawet oglądać. Przy czym oglądanie ostatnimi czasy wychodzi mi zdecydowanie najlepiej. Wcześniej jeździłam w góry co weekend. Dodatkowo dwa razy w tygodniu miałam zajęcia z juijitsu. Zdecydowanie uwielbiałam ten okres swojego życia. Ledwo żywa wracałam do domu, by paść na wyrko. Rano zwlekałam się do szkoły, po lekcjach treningi siatkówki ,dom i znowu jakiś trening. W góry jeździmy nadal. O wiele rzadziej niż przed urodzeniem Młodej, ale jednak. Zeszłoroczny wypad ze znajomymi w Dolomity i łażenie po Via ferratach wspominam nadzwyczaj miło. Dużo chodzenia, cudne widoki i luzackie kręcenie tyłkiem podczas podchodzenia na kolejne odcinki ferrat. Jeszcze tam wrócę!
     Tymczasem wracając do czasów obecnych… Gdy mój kochany Sanders załatwił mi karnet na siłownię, nie mogłam nie skorzystać z takiej możliwości. Wyciągnęłam swoją różową torbę, spakowałam i wio do tego przybytku. Bieżnia, rowerek, wiosła itd. 2 razy w tygodniu. A po siłowni duże lody. Nagroda musi być. Nagroda skończyła się zapaleniem gardła, więc różowa torba wylądowała w kącie.

[smartads]
     Po tej drobnej przerwie wymyśliłyśmy z Sandersem basen. A tam to luzacko – jacuzzi, zjeżdżalnie i kilkanaście długości basenu do zrobienia. Różowa torba w łapę i dawaj. W ciągu tygodnia zaliczone: 2 razy siłownia, basen, sauna i 3 dni pod rząd brzuszki po 150. Po kolejnych 3 dniach nie mogę się ruszać i boli mnie gardło. Nie mogę też usiedzieć na tyłku, więc z Ewą umawiam się na ściankę wspinaczkową, potocznie zwaną panelem. Dnia następnego boli mnie gardło, brzuch, nogi,ręce, skórę na paliczkach mam pozdzieraną tak, że nawet klepanie w klawiaturę sprawia ból. A buty do wspinaczki mam ochotę spalić. Powstrzymuje mnie tylko fakt, że były cholernie drogie i że jak na buty do wspinania są ładne.

Dodaj komentarz