Granice rodziców granicami dziecka

wychowanie

Dziecko potrzebuje granic. Stałych, jasnych
i konsekwentnych. Konkretne reguły gry pomogą
nam w wychowaniu szczęśliwego młodego człowieka.
Brak tych granic doprowadzi do dysharmonii
w życiu nie tylko dziecka, ale całej rodziny.

     Uwielbiamy maluszki, kiedy gaworzą, uśmiechają się do nas, są radosne i zalotne. Łatwo dać się takiemu szkrabowi oczarować i w rezultacie spełniać wszystkie jego zachcianki albo ignorować niewłaściwe zachowania. Jak wytyczać granice? Przede wszystkim rozsądnie i konsekwentnie. Tak… łatwo mówić. W teorii wszystko jest takie piękne, logiczne i bardzo mądre. Wydaje nam się, że z naszym dzieckiem doskonale sobie poradzimy, nauczymy je wszystkiego szybciej, lepiej, łatwiej, że z pewnością będzie nas słuchało i pod żadnym pozorem nie ugniemy się pod naporem jego żądań. Oby. Życzę tego wszystkim rodzicom.
     Praktyka jednak to cios zadany teorii i o ile łatwo nam było powiedzieć: „Mój maluch nie będzie zasypiał na rękach”, o tyle dotrzymanie tego postanowienia oddala się coraz bardziej z każdą kolejną nieprzespaną godziną. Podobnie jest z dokuczaniem kotu, grzebaniem w ziemi, włażeniem do błota, uciekaniem do sąsiada, bieganiem wokół gnojownika, etc. Oczywiście nam jako rodzicom wydawało się, że nasze dziecko nie będzie tego robić, kiedy zabronimy, a jednak robi. Czasem ma się wrażenie, że na przekór, specjalnie, że sprawia mu to przyjemność, wręcz radość nieograniczoną, kiedy rodzic w przypływie frustracji rwie już włosy z głowy, coby ten niby grzeczny maluch usiadł choćby na minutę, na 30 sekund przynajmniej… Nie. Nie będzie dzieciak siedział, wszak on teraz świat eksploruje i nikt nie może mu zabraniać rozwoju, zwłaszcza jak próbuje sturlać się ze skarpy w ogródku.
     Zaczynają się wówczas różnego rodzaju fortele słowne stosowane wobec dziecka, typu: „Chodź, dam ci lizaczka” albo „Zaraz pójdziemy do domu, jak nie przestaniesz!” lub (co gorsza) „Bo ci wleję w tyłek tak, że popamiętasz!” Na pierwszy rzut oka są to niewinne sposoby na ujarzmienie malucha, bardzo powszechnie stosowane, ale nie do końca takie właściwe. Biorąc na tapetę przykład pierwszy, błędem jest myślenie, że należy dziecko nagradzać słodyczami za posłuszne zachowanie. Takim sposobem dojdzie albo do otyłości malucha, albo do rozbudzenia w dziecku chorej chęci posiadania i zabicia w nim bezinteresowności. W skrajnych przypadkach dziecko nawet nie wysika się do nocnika, jeśli nie dostanie słodkiej nagrody. Jeśli chodzi o przykład numer dwa, jest o tyle dobry, o ile faktycznie groźbę wcielimy w życie. Bez sensu jest dziecku mówić, że coś się zrobi, jak się człowiekowi nawet nie chce wstać z krzesła. Zatem kiedy mówimy maluchowi, że jeśli nie przestanie, to pójdziemy do domu, trzeba słowa dotrzymać i basta. Nawet jeśli naprawdę nie mamy ochoty, bo grill, bo imprezka, bo imieniny cioci, bo mi się tak fajnie siedzi, nie ma usprawiedliwienia – powiedziałeś, więc wykonaj. Jeśli tego nie zrobisz, dzieciak będzie miał w nosie twoje zdanie, bo zakoduje, że rodzic mówi, mówi, a nic z tej gadki nie wynika. Trzeci przykład, najgorszy z możliwych, owszem spowoduje, że maluch posłucha, jednak przemoc fizyczna wzbudzi w nim wewnętrzną frustrację, bunt, żal i bezsilność, które kumulowane przez lata dadzą o sobie znać w przyszłości w postaci znerwicowanego dorosłego człowieka, który nie potrafi dogadać się z ludźmi.

[smartads]
     Dzieci to niezmordowani testerzy naszego charakteru. Wiedzą, że mogą sobie same ustalać granice wedle naszej osobowości. Jeśli rodzice mają silny charakter i niestraszne im krzyki, to nie pozwolą, by ich dziecko metodą „na terror” ustalało zasady. Inni rodzice są konsekwentni, jednak dopuszczają czasem tzw. ALE, czyli moment, w którym uznają, że nic wielkiego się nie stanie, jeśli ten jeden raz pozwolą dziecku na rozrzucanie kamyków czy inną wyrafinowaną zabawę w jego wykonaniu, której dotychczas mu zabraniali. Faktycznie, może się wydawać, że to przecież nic wielkiego takie małe odstępstwo od reguły. Jednak to również kategoryczny błąd, który powoduje, że budujemy dziecku ruchome granice. Wedle uznania, w zależności jak nam wygodnie, przesuwamy ustalone wcześniej zasady i tym samym wprowadzamy dziecko w stan dezorientacji i niestabilności. Kiedy maluch uzna, że znowu spróbuje się pobawić (bo przecież rodzice ostatnio pozwolili) i otrzyma za swoją zabawę reprymendę, to będzie miał poczucie krzywdy i niesprawiedliwości. Kompletnie nie będzie rozumiał, dlaczego dostaje karę za coś, co wcześniej nie było przez rodziców zabronione.

Dołącz do rozmowy

5 komentarzy

  1. Taaak, i to nazywa się wrzody na żołądku z powodu tłumienia w sobie zdenerwowania w imię wyższych celów zwanych wychowaniem dziecka…

  2. Dla ciebie wychowanie dziecka nie jest wyzszym celem? Zło konieczne? Kpisz z wychowywania z zasadami, czy co? BTW, za wrzody odpowiada glownie helicobacter pylori, a nie wychowywanie dzieci.

    1. To nie kpina, to raczej spojrzenie z drugiej strony – zestresowane matki mają problemy ze zdrowiem i dobre dla dzieci nie są. Wystarczy popatrzeć na to jak się zachowują w sklepie, na ulicy, w parku, w piaskownicy, czy gdziekolwiek…
      Może niezbyt szczęśliwie użyłam przykładu z wrzodami na żołądku, bo udowodniono naukowo, że główną ich przyczyną zakażenie właśnie helicobacter pylori, ale do niedawna lekarze podejrzewali, że przyczyną choroby wrzodowej jest stres, napięcie nerwowe, spożywanie tłustych potraw. Cóż, medycyna idzie do przodu, a porównania słowne pozostają.
      Jeśli ktoś decyduje się na dziecko, to powinien zdawać sobie sprawę z odpowiedzialności, a zarazem nie przesadzać w druga stronę. Trzeba rozmawiać, tłumaczyć i być konsekwentnym, ale też umieć rozładować wzbierający w nas gniew i nauczyć tego dziecko – bo każdy duży, czy mały może się denerwować. A zdenerwowanie może mieć różne podłoże oraz niebezpieczne konsekwencje, a trzeba sobie z nim jakoś radzić i myślę, że warto nauczyć radzić sobie z tym również swoje dziecko. A chyba warto zacząć od siebie 🙂

  3. To wszystko prawda. Gorzej, gdy mieszka się z dziadkami, którzy negują każde zachowanie rodziców. Gdy za karę właśnie chcę dotrzymać słowa i kłaść syna wcześniej spać, babcia (moja mama) mówi: Chodź, uratuję cię przed mamą. Albo razem z ojczymem śmieje się z tego, co ja mówię. Syn oczywiście biegnie do nich, a mnie ma gdzieś. Żadne słowa nie docierają do mojej mamy, bo jest osobą histeryczną i znerwicowaną, która natychmiast zaczyna płakać, że nikt jej nie kocha. W rezultacie mój autorytet rodzicielski bardzo się obniżył w oczach syna, a 4letnie dziecko, które już w dużym stopniu było samodzielne, nagle przypomina 2latka. Rozmowy nic nie dają, a nie mam się dokąd wyprowadzić. Co robić? Z mamą się nie pokłócę, bo jestem uzależniona od niej m.in. finansowo.

    1. Jedyne, co mi przychodzi, byś mogła chociaż podratować nieco sytuację, to rozmowa z dzieckiem. Rozmowa na temat tego, jak się czujesz w takich sytuacjach. Opowiedz mu, że babcia ma jakieś inne zasady, bo jest babcią i chce go tylko rozpieszczać, a Ty musisz wychować go na super faceta, dlatego musisz wprowadzić do jego życia określone normy. Powiedz mu, że Ci przykro, gdy Ciebie nie słucha. Nie licz na to, że nagle to się zmieni, ale z czasem po prostu zrozumie ten mechanizm.

Dodaj komentarz