Mama w korporacji – cz. I

     Sukces! Koniec projektu. Teraz zasłużony laur i nagrody. Wyjeżdżamy do Afryki na konferencję i szkolenie. Będę prezentować nasze wdrożenie przed ludźmi z całego świata. Po powrocie rozmowa na temat awansu i podwyżki. Nie mogę się doczekać. Musimy dokończyć jeszcze dokumentację i rozliczenie z firmą konsultingową. Jak mi się chce spać… Jednak praca 24h na dobę, to nie jest to, co mój organizm znosi najlepiej, choć muszę przyznać, że ten rok zleciał mi, jak z bicza trzasnął. Dobrze, że to już finisz. Dziś jeszcze pożegnalna kolacja firmowa o 19.00, a potem już standardowa praca od 9 do 17.
     Miło posiedzieć i pośmiać się z naszych wspólnych przeżyć w trakcie pracy. Sporo nauczyłam się od konsultantów z Ernst&Young. Na pewno wykorzystam tę wiedzę na nowym stanowisku administratora. Moja Szefowa to rewelacyjna kobieta. Nie tylko ma wiedzę, ale jest też mądra życiowo.

Jejku, nie wiedziałam,
że tam się leci aż 18 godzin!
Hotel 5 gwiazdek,
w programie nawet atrakcje.
Rany boskie!

     Jak to dziwnie zobaczyć Szefa nad Szefami wyluzowanego i bez garnituru. Pogratulował mi oficjalnie i powiedział, że liczy na dalszą, owocną współpracę. Aż mi się głupio zrobiło, przecież nie tylko ja pracowałam w zespole.
     Pyszne to jedzenie. Mmmm, zjadłabym to wszystko! Ach! Fakt, nie jadłam obiadu. Dobrze, że umówiłam się z Piotrem, że mnie odbierze. Mogę bezkarnie spróbować tych meksykańskich drinków. Piotr… Tak, muszę mu wynagrodzić ten rok. Zaplanuję coś dla nas dwojga. Może jakiś romantyczny wyjazd.
     Dopiero 22:00, a ja ziewam, jakbym nie spała przynajmniej ze dwie noce. Muszę jakoś wyślizgnąć się po angielsku. Dzwonię z toalety:
– Cześć. To ja. Przyjedź po mnie. Opowiem ci wszystko w samochodzie. Pa.

[smartads]
     Uff, wreszcie mój telefon dzwoni. Żegnam się i wychodzę. Jak to dobrze poczuć zapach Piotra i jego bliskość. Przytula mnie i wsadza do samochodu jak dziecko. Te drinki jakieś mocne, czy jak? Opowiadam mu wszystko. Cieszymy się, że teraz będziemy mieć więcej pieniędzy i czasu dla siebie. Piotr się śmieje, że dobrze być na utrzymaniu żony. Dobrze wie, że mnie drażni takie gadanie i dostanie kuksańca w bok.
Jakoś mi dziwnie słabo. Muszę otworzyć okno.
– Piotr, zatrzymaj się. Ale już!
– Gdzie? W centrum miasta?
– Nieważne. Muszę wyjść natychmiast.
O rany, jak jakiś lump zwymiotowałam do kosza na przystanku autobusowym. Piotr wyciera mnie chusteczką, chyba wyglądam nieciekawie, bo jakaś starsza pani podaje mi butelkę z wodą. Co ona tu robi o 23-ciej?
     Spaaać…
     Piotr budzi mnie rano. Zauważam, że jestem tylko w bieliźnie. Daję mu buziaka za opiekę nad żoną pod znacznym wpływem alkoholu.
– Co tak smacznie pachnie? – wdycham zapach śniadania.
– Kakao i bułeczki z dżemem z mandarynek.
– Kocham cię, kochanie moje.
     Dziś jedziemy do pracy razem. Planujemy nasz urlop po moim powrocie z Afryki. Będzie wspaniale. Wysiadam przed biurem.
– Zdzwonimy się. Może uda się nam razem wrócić. – rzucam na pożegnanie.

Dodaj komentarz