Bo czasem warto odpuścić…

     Aż w końcu przychodzi dzień, kiedy dzieje się coś dziwnego. Pierwszy dzień nowego cyklu, a ty zamiast płakać, lamentować, czujesz, że coś pękło, czujesz ulgę. Jakiś wewnętrzny głos mówi ci „STOP” i całkowicie się mu poddajesz, bez żadnego ale. Postanawiasz, że robicie przerwę w staraniach o dziecko, przestajesz brać leki, nie sprawdzasz, czy masz dni płodne czy nie, by nie zwariować. Dzielisz się tą wiadomością z twoim lubym, on cię popiera. Umawiasz się do ginekologa żeby i jego poinformować o swojej decyzji. On też nie widzi przeszkód, ale delikatnie napomina, że jakby jednak dłuższy czas nic się nie zmieniło, to trzeba będzie podjąć konkretniejsze kroki. Gdzieś ci się o uszy obiło „in vitro”.


     Nastaje cudowny okres. Jest tak, jak kiedyś, zanim zaczęła się przygoda z testami owulacyjnymi, lekami. Seks znowu jest przyjemnością, spontaniczny, namiętny. Dni nie dłużą się oczekiwaniem na owulację czy testowanie. Czujesz się jak na zasłużonym urlopie po kilku miesiącach ciężkiej, fizycznej harówy. Odpoczywa twoja psychika, jest ci z tym bardzo dobrze. Tak bardzo odcięłaś się od myśli związanych ze swoim cyklem, że nawet nie zauważyłaś, że od ostatniego okresu minęło kilka tygodni. Gdyby nie przyjaciółka, która wpadła zapytać, co słychać i weszła na „te tematy”, sama byś się nie spostrzegła. Koleżance powiedziałaś, że faktycznie okresu nie masz, ale przecież to normalne, że nie przyjmując żadnych leków, masz nieregularne cykle.
     Waszą rozmowę słyszy twój facet. Wieczorem proponuje, abyś może jednak zrobiła test. Wyśmiewasz go. Po co test? Żeby znowu zobaczyć jedną kreskę? Przecież okres na pewno pojawi się w ciągu kilku dni. Ale on nie daje za wygraną. Niestety domowy zapas testów się skończył, dlatego rano zabiera cię do laboratorium. Jedziesz dla świętego spokoju, niczego nie oczekując, nie nakręcając się, bo przecież nie ma na co. I dlatego potem nie możesz uwierzyć, widząc wynik badania. Przecież to niemożliwe! Jakim cudem?! Tyle miesięcy staraliście się dzień w dzień w dniach płodnych i nic nie wychodziło, a teraz nawet nie wiesz, kiedy te dni miałaś! Nie dowierzasz, ale płaczesz ze szczęścia. Od razu dzwonisz do lekarza, żeby się umówić na wizytę. Po kilku dniach ten wita was z uśmiechem na twarzy. I po chwili pokazuje coś, co zapamiętasz do końca swojego życia – malutki pęcherzyk, w nim jeszcze mniejszy zarodek i mikroskopijnej wielkości bijące serduszko. Cudowny widok, jesteście wzruszeni, znowu płyną łzy, łzy radości.

[smartads]
     Powoli dociera do ciebie, że to nie sen, że naprawdę pod twoim sercem zamieszkała wyczekana, maleńka istotka. Nigdy nie byłaś szczęśliwsza. W jednym momencie zapominasz o wszystkich trudach, o wylanych łzach, bólu, które towarzyszyły wam w tej długiej i krętej drodze. Uświadamiasz sobie, że wkrótce zostaniesz mamą i dla tego dziecka, które przed chwilą widziałaś, warto było znieść to cierpienie.

Ania000

Dodaj komentarz