Poród. Krwawa historia

     Inne wtajemniczone lubią posuwać się jeszcze dalej, przytaczając opowieści o tragicznych sytuacjach na sali porodowej. Czują potrzebę mówienia o znajomych znajomej, którym urodziło się martwe dziecko albo noworodek z nieuleczalną chorobą. Jeszcze innym przypomni się historia dziewczyny, która zmarła wskutek powikłań poporodowych albo inna pani, która po porodzie naturalnym wylądowała na OIOMie i o mały włos już by jej nie było. Nie ułatwiają tej kobiecie niczego. Utrudniają życie, uprzykrzają piękny czas oczekiwania. Często niszczą pozytywne emocje, które są niezbędne do sprawnej akcji porodowej.


     Dlaczego? Skąd w matkach ta potrzeba straszenia innych kobiet? A stąd, że same potrzebują się dowartościować. Bo może nie mają innych osiągnięć poza rodzeniem dzieci i na tym polu zdobyły największe doświadczenie. I w myśl zasady: „skoro ja miałam źle, to ty nie możesz mieć lepiej” podcinają skrzydła, udowadniając, że poród to najgorsze, co kobieta musi przeżyć. I zamiast wesprzeć – straszą, zamiast porozmawiać – mówią tylko o sobie, zamiast prawdziwych informacji – podają podkoloryzowane w tym niewłaściwym kolorze. I mało tego, uważają się za specjalistki w temacie porodów, co najmniej jakby urodziły setkę dzieci, a przyjęły poród tysięcy noworodków.
     Potrzeba mówienia o swoich przeżyciach tkwi niemal w każdej kobiecie. To jest naturalne. Nie da się ukryć, że poród to moment przełomowy i niewspominanie o nim jest co najmniej dziwne. Ta chwila przypomina rytuał przejścia, bo żegnamy się z poprzednim życiem i wkraczamy w zupełnie nowy świat, w którym musimy zaprowadzić porządek. Poród to nie tylko fizykalne doświadczenie, a cały szereg zmian, od których nie ma już odwrotu. To właśnie one tak radykalnie przewracają poukładane życie do góry nogami i powodują, że kobieta musi zakomunikować otoczeniu, jak dotkliwie odczuła tę egzystencjalną metamorfozę. A że wszystko zaczęło się z porodem, od tegoż wydarzenia zaczyna swą historię.

[smartads]
     Jednak opowiadanie o porodzie a wałkowanie tego tematu przy wszystkich okazjach, to dwie różne rzeczy. W tym drugim przypadku mamy do czynienia właśnie z kobietą potrzebującą dowartościowania. Taką, której sprawia radość, kiedy wszyscy jej współczują i podziwiają, że przeżyła taki koszmar. Smutne. Tej pani brakuje po prostu uznania w oczach innych i próbuje je zdobyć tworząc obraz matki cierpiącej i szpitalnie upokorzonej.
     Szkoda, że tak mało kobiet mówi o porodzie prawdziwie, bez przesady ani w jedną, ani w drugą stronę. Bez koszmarnych i krwawych szczegółów, ale też bez słodzenia o porodzie jak o mistycznym doświadczeniu, podczas którego mamy dostać orgazmu. Niestety rzadko która powie, że poród da się przeżyć i jest to zadanie wykonalne. Nie usłyszymy od koleżanki o możliwości odpoczynku między skurczami, o tym, że skurcz najsilniejszy jest tylko w szczycie i ten szczyt naprawdę nie trwa długo. Nie dowiemy się od kuzynki, że w momencie porodu nasz organizm wspaniale potrafi bronić się sam i ból staje się znośny. Nikt z życzliwych nie powie nam, że w szpitalu są ludzie, którzy chcą pomóc rodzącej przetrwać te trudne chwile. I wreszcie, niewiele znajdzie się takich, które szczerze i bez zbędnych szczegółów powiedzą o porodzie: „było ciężko, ale było warto”.

Natalia

Dodaj komentarz