Prezentów nie będzie!

     Zamilkła na chwilę. W gruncie rzeczy wcale nie miała ochoty tego opowiadać. Nie chciała do tego wracać, ale czuła, że jeśli nie wyjaśni, będzie jej dane przeżywać wszystko jeszcze raz.
– I przyszedł Mikołaj. – zaczęła po chwili – Już nie powiem, że prawie się zagotował ze złości, kiedy okazało się, że zamiast jednego worka, przydałyby mu się dwa. Przyniósł „sto i kilka” prezentów Małej Wiedźmie, a większość obdarowujących siedziała i przyglądała się. Wiedźma zaś… porwała swoje wymarzone klocki i motor i całą resztę miała w nosie. Podtykaliśmy jej to lalę, to misia, to jeszcze jakieś inne grające cudo, żeby wzięła, uśmiechnęła się, żeby poczuli się docenieni… Ale ona nie chciała. Trzymała swoje klocki i czuła się usatysfakcjonowana spełnionym marzeniem. Prosiła o klocki – miała klocki. Reszta była zbędna. Reszty było za dużo. Stała ogłupiała na środku pokoju, którego połowa podłogi zasypana była niepoliczalną ilością najróżniejszych zabawek i nie wiedziała, co ma zrobić. Nie potrafiła ogarnąć tej ilości, nie potrafiła się nią cieszyć. A ja czułam się jak ostatnia idiotka. Było mi wstyd, choć wiem, że niesłusznie, że moje dziecko nie umie się zachować, nie umie być wdzięczne, nie potrafi swoim zachowaniem podziękować. O ja głupia! To przecież ani mój wstyd był, ani Małej Wiedźmy wina. Dostała co chciała, z całą resztą nie umiała sobie poradzić.

[smartads]
– No ale co? – przerwała Wiedźmowa Ciocia – Trzeba było gości olać. Wiedźma mała była, to mogła nie umieć. Jaki problem?
– Problemów było kilka. Pomijając już nawet dyskomfort spowodowany brakiem zainteresowania resztą oraz nerwowymi spojrzeniami całej obdarowującej rodzinki, wyczekującymi, który prezent bardziej się spodoba, kto jej zrobił lepiej swoim podarunkiem itd. Z tym całym „bałaganem” trzeba było coś później zrobić. Gdzieś upchnąć, jakoś posegregować, poukładać i znaleźć odpowiednie miejsce. To problem, bo jak by nie patrzeć, mieszkanie i dziecięcy pokój są gabarytowo ograniczone. Kolejny problem to zabawa tym wszystkim i sprzątanie tego wszystkiego. Dziecko powinno mieć do dyspozycji tylko tyle zabawek, ile jest w stanie ogarnąć. Powinno bawić się tym, co je interesuje i nie być rozkojarzane przez niezliczone ilości kolorów, dźwięków, oczu, uszu, rąk i reszty spoglądających, zaczepiających i wiszących z każdego centymetra kwadratowego pokoju.
– Znaczy zabawki są złe? – Wiedźmowa Ciocia wyraźnie się pogubiła.
– Absolutnie nie! Są świetne, ale pod warunkiem, że jest ich właściwa ilość, są dostosowane do wieku i zainteresowań dziecka, że jest ich tyle, ile dziecko jest w stanie posprzątać i służą do zabawy, a nie tylko walają się po podłodze przerzucane, wyrzucane, odrzucane i kto wie jeszcze jakie, w poszukiwaniu tej jednej, właściwej, w danym momencie potrzebnej dziecku. Dużo w tym wypadku wcale nie znaczy dobrze. Zbyt dużo zabawek to po pierwsze galimatias w pokoju dziecka, po drugie trudność w znalezieniu tego, co do zabawy potrzebne, po trzecie nieustanne rozpraszanie i rozkojarzenie, przez które dziecko nie potrafi zająć się dłużej jedną zabawką, skupić swej uwagi na stworzeniu sobie zabawy, bo jego wzrok co rusz, skupiany jest na czymś innym.
zabawki

     Gdy zabawek jest kilka, różnych, dziecko bawiąc się nimi, uczy się naprawdę. I uczy się bardzo wiele. Tworzy sobie zajmujące zajęcia, wymyśla historie, wie, co do czego służy, co może stać się czymś innym, na potrzeby realizacji nowego pomysłu, nie rozkojarza się, skupia swoją uwagę na danej zabawce i tym, czym w tej konkretnej zabawie ma się ona stać. Uczy się porządku, bo zdecydowanie łatwiej utrzymać go, mając do sprzątnięcia kilka niż kilkaset. I uczy się szacunku do tego, co ma. Coś, co przychodzi łatwo, bez trudu, bez oczekiwania, bez marzeń, staje się bezwartościowe. Jeśli dziecko nie musi czekać, chcieć, pracować na coś, nie zna wartości i rośnie w przekonaniu, że wszystko mu się należy i że zawsze wszystko dostanie. A że apetyt rośnie w miarę jedzenia… To proste. Jeśli 2-3-4-latka będzie się z każdej okazji zasypywało toną prezentów, (z których tak naprawdę i tak tylko jeden czy dwa będzie w użyciu, a reszta stworzy „śmietnik”, niszczejąc przerzucana) to czym trzeba będzie obdarować takie dziecko później czy z ważniejszych okazji?
     Czym jest dzieciństwo bez marzeń? Wyobrażasz sobie? Przecież dziecko, które ma wszystko, nie marzy, bo nie zdąży. Zanim pomyśli, już ma. Z czasem zaś przestaje doceniać podarunki, a one przestają cieszyć, bo powszednieją, stają się normą. I tym sposobem przestają spełniać swoją rolę.
     Można przymknąć oko na brak miejsca, na ogrom funduszy pochłanianych przez takie zakupy, na dyskomfort, gdy dziecko nie potrafi ucieszyć się każdym z osobna… Ale dla wpojenia dziecku właściwych wzorców, nauczenia szacunku do tego, co ma, właściwej zabawy, kreatywności i priorytetów, myślę, że warto powstrzymać swoją (i innych) chęć podarowania mu gwiazdki z nieba i wszystkiego, czego tylko dusza zapragnie.
     Myślę, że dziecko powinno mieć niezliczoną ilość książek, zabawek tylko „w sam raz”.

Katarzyna Perkowska

Dodaj komentarz