Poczucie własnej wartości – aby nie budować na gruzach

zazdrość     Chichotała. Dawno nie widziałam Wiedźmy aż tak rozbawionej. Nie wiedziałam, w czym rzecz, ale… To musiało być COŚ. Fakt, dość łatwo ją rozbawić, sprawić, żeby się śmiała. Tym razem jednak był to zdecydowanie inny śmiech. Wiedźma nie śmiała się jak z dobrego żartu. Znam ją, wiem, jak interpretować jej zachowania. Byłam ciekawa. Ba! Ciekawość mnie zżerała. W końcu uległam i zapytałam.
– Ludzie – odpowiedziała tajemniczo – ludzie mnie bawią. Nie, że wszyscy zaraz, nie, żeby każdy. Tacy „wyjątkowi” można by rzec.
     Nic nie rozumiałam, ale jeśli jej celem było rozbudzenie mojej ciekawości i sprowokowanie drążenia tematu, udało jej się. Zaczęłam więc drążyć.
– Wyobraź sobie – zaczęła nie mniej rozbawiona – wyobraź sobie, że rozmawiamy o dzieciach. Ja ci mówię coś, ty mi coś innego. Ktoś się przysłuchuje. Pytam cię o prezent na przykład. Mówisz, że kupisz dziecku swemu konia na biegunach, bo marzy o koniu. Ktoś się wcina z informacją, że też swojemu konia kupi, tyle że większego i lepszego. Ja mówię, że misia kupię. Takiego, co bajki opowiada, bo Wiedźma Mała i misie kocha, i bajki. Prezent będzie więc idealny, Wiedźma oszaleje. Ktoś znów się wtrąca i rzecze, że też misia takiego kupi, bo dziecko Ktosia nie może być gorsze. I dalej. Wyobraź sobie, że rozmawia ze mną Inny. Mówi, że kupił swoim starszym maluchom jakąś super grę ruchową. Inny pyta, czy mam doświadczenie z podobnymi, bo nie może Gwiazdki się doczekać i ciekaw jest, czy starszym się spodoba. Wcina się Ktoś… Nawet odpowiedzieć mi nie daje. Opowiada, że miał kiedyś takową, ale kiepska była i przycinała się, więc przestali korzystać i w końcu wyrzucili. Inny zaczyna się martwić, ale Ktoś pociesza: „A może twoja będzie lepsza niż nasza stara, nie martw się i daj koniecznie znać, jak rozpakujecie i przetestujecie. Gdy okaże się fajna, kupię swoim NOWSZĄ I LEPSZĄ.”
     Otworzyłam usta. Byłam zdziwiona. A jednocześnie z trudem udawało mi się nie zacząć chichotać jak ona. Powoli rozumiałam, dlaczego się śmieje. Choć tylko częściowo. Cisnęło mi się na usta pytanie: „Dlaczego nie posłałaś Ktosia do diabła?” Chciałam jednak posłuchać, co będzie dalej.
dziecko

     – Co jeszcze mam sobie wyobrazić? – zaczepiłam Wiedźmę.
– Wyobraź sobie nieustanny konkurs talentów. Ktoś nieustannie porównuje, sprawdza, ocenia. Małą Wiedźmę do Ktosiowych cudownych potomków. „A umie kolorować? Nie umie? Weź ją do jakiegoś psychologa, bo może jest upośledzona. A śpi bez pieluchy? Nie śpi? Zaprowadź do lekarza, bo to nienormalne. Mój w jej wieku już dawno spał bez. A ile waży? Piętnaście?!? Matko, ale ją spasłaś, mój jest prawie jej wzrostu i tylko 13 waży, weź ją do dietetyka, bo szkoda dziecka. A tańczy, skacze, śpiewa, lata, pluje w dal pestkami wiśni, je, śpi, mlaska…? Nie?!? Weź ją tam, siam i gdziekolwiek jeszcze, bo coś na pewno z nią nie tak, mój to robi. Tak?!? Mój i tak robi lepiej, ładniej, szybciej.”
     Zrobiła sobie przerwę. Miała w oczach coś dziwnego, jakby nie mogła się zdecydować, czy bardziej ją to śmieszy, czy irytuje.
     – Ktoś wie lepiej, Ktoś się zna. Tyle dzieci wydał na świat i wychował, że ma prawo porównywać, oceniać i wydawać osąd, a nawet konkretną diagnozę. Po co Ktosiowi dyplom? Ktoś ma doświadczenie, to o wiele więcej. Zgodnie więc z diagnozą Ktosia Mała Wiedźma opóźniona jest w rozwoju i upośledzona, bo robi coś gorzej niż Ktosiowe potomstwo lub w ogóle jeszcze czegoś nie robi, ewentualnie robi inaczej.
     Prawdę mówiąc, trochę rzeczonego Ktosia rozumiałam. Przecież chyba każdy rodzic uważa, że jego dziecko najlepsze, najzdolniejsze, najpiękniejsze i ogóle ze wszech miar naj. No co się Ktosiowi dziwić? Zapatrzona, to i wszystkie cudze dzieci gorsze.

[smartads]
     – Wiem – odpowiedziała Wiedźma z uśmiechem tak pobłażliwym, jakby z wyrazu mojej twarzy wyczytała moje myśli. – Wiem, też mam cudowne okulary, gdy patrzę na Małą Wiedźmę. Też widzę ją piękną, mądrą, zdolną, inteligentną i cudowną ogólnie. Ale mam świadomość subiektywności tego widoku. Okulary te zakładam wyłącznie, gdy jesteśmy sobie same we dwie i mogę sobie pozwolić na matczyne zachwyty. A jeśli przypadkiem zapomnę zdjąć przy ludziach, mam nieustannie świadomość, że moje achy i ochy nad cudownym dzieckiem nie mogą być wyznacznikiem, wzorem, szablonem, porównywarką. Dzieci to nie samochody, żeby im można było parametry porównywać i na ich podstawie oceniać, który lepszy. Wiesz? – zapytała mnie nagle. – Czasem uważam, że najlepiej byłoby, gdyby tych rodzicielskich okularów nikt nigdy nie wymyślił.
     – To źle, że się rodzic dzieckiem swym zachwyca? Nawet jeśli na podstawie trochę przekłamanych danych, to czy to źle? Albo, że chce dla niego wszystkiego, co najlepsze, chce żeby nie odstawało od innych i miało to, co reszta? – wyrwało mi się – Przecież tak nie można nikogo skrzywdzić, a jeśli nie można, to dlaczego nie?

Dodaj komentarz