Robisz to źle…

…czyli błędy najczęściej popełniane przez rodziców małych dzieci.
     Masz małe dziecko? Zatem doskonale wiesz, że pielęgnowanie go i opieka nad nim to nie lada sztuka. Nie ma szkół kształcących w tym kierunku, nie ma nawet kursu, a świadectwo wystawia życie. Mimo iż obecnie wszędzie można trafić na informacje związane z rodzicielstwem, mimo iż prasa, telewizja, Internet aż kipią od ilości wiedzy, każdy ma prawo do błędów. Wszak istnieją zagadnienia łatwiejsze i trudniejsze, mniej i bardziej złożone. Są również takie, które wałkowane są na każdym kroku, ponieważ uważane są za najczęstsze błędy rodziców. Niektóre wołają o przysłowiową pomstę do nieba. Część ze swoich błędów rodzice sami przeklinają po kilku tygodniach, miesiącach, latach, część może odbić się bezpośrednio na dziecku.

Rodzice przejawiają również
zbyt dużą ufność
w stosunku do dziecka.
Nakarmią takiego berbecia
i siuuu robić mu
samolot pod sufitem.

Karmienie na kwilenie.
     Mamy często mylą karmienie na żądanie z wtykaniem dziecku cyca za każdym razem, kiedy tylko raczy zapłakać. Fakt, idea karmienia na żądanie jest bardzo słuszna i zacna, ale… dziecko nie jest głodne 24h na dobę. Serio. Niemowlę nie gada. Wszystkie potrzeby komunikuje płaczem. Przodowniczki karmienia powinny przyłożyć się do nauki języka swojego dziecka w równym stopniu co do nauki technik przystawiania do piersi. Gdy dziecko płacze pomiędzy porami karmienia, może komunikować mamie, że jest samotne, ma mokro, boli je brzuszek, chce puścić bąka, chce sobie beknąć, jest mu niewygodnie, jest mu za zimno, jest mu za gorąco, chce mu się spać i takie tam. Dlatego warto chwilę pomyśleć, czy rzeczywiście dziecko mogło zgłodnieć od ostatniego karmienia. A że tak czy owak uspokoi się po podaniu piersi, cóż, pierś matki dobra na wszystko. Ale czy konieczna? Żołądek niemowlęcia też musi odpoczywać.
Podaj łapę i siad.
     Niemowlę jest takie bezbronne i wymaga naszej pomocy we wszystkim. Niektórzy rodzice biorą to bardzo dosłownie. Pomoc w rozwoju to nie to samo co wyręczanie w podstawowych czynnościach. Troszkę to przypomina tresurę. Rodzic ma fantazję, by dziecko teraz zaczęło siedzieć, więc je… sadza. Siad, siad, siedź. Uwaga! będzie przerysowane porównanie. Wymyślam sobie, że dziś Ty powinieneś nauczyć się latać, więc Cię puszczę z balkonu. A zatem mamy posadzone dziecko. Kiwa się przezabawnie na boki, w przód i w tył. Pewnie trzeba je podeprzeć poduszką, to się kiwać przestanie. Ale – co zdaje się być bardzo oczywiste – skoro wylądowałeś w żywopłocie zamiast pofrunąć, znaczy, że nie jesteś przystosowany do latania. Dobrze, że to był tylko parter. Dziecko usiądzie, kiedy będzie gotowe do siedzenia, kiedy jego kręgosłup i całe ciało będą do tego przystosowane. Sadzanie dziecka, wbrew pozorom, oddala je od nauki siadania. Bo po co ma się fatygować, skoro rodzice siadają za nie. Tak jak Ty nie uczysz się latać, skoro wyręczają Cię samoloty. Oczywiście żartuję. Nie przeżyjesz życia za dziecko, dlatego pozwól mu się rozwijać, samodzielnie osiągać kolejne etapy, a potem odrabiać lekcje i zdawać egzaminy.


Specjalistyczne oprzyrządowanie.
     Chodziki, jumpery, nosidełka (czy raczej wisidełka). Życie bez nich części rodziców wydaje się niemożliwe. „Bo ja nawet nie mam czasu zrobić siku.” „Bo mi się ono pcha do kuchni.” „Bo nie mam jak poodkurzać.” Oprzyrządowanie dobre na wszystko. Pomocne każdej pani domu. „Bo koleżanki sąsiadki córka używała i żyje.” „Bo moje starsze używało i nie ma krzywych nóg.” „Bo ja jak byłam mała używałam i dopiero od roku drętwieje mi kark.” Do tego przebadane na reprezentatywnej próbie populacji. Wyniki badań zaś zostały udokumentowane i przekazywane są z pokolenia na pokolenie w formie ludowej przypowieści. „Bo mały się tak cieszy jak sobie tak kica.” „Bo mała może sobie obserwować świat w pozycji pionowej, inaczej to tylko leży, bo nic innego nie umie.” Na dodatek są źródłem wielu radości. Naprawdę muszę pisać, że są inne metody, którymi można się posiłkować w prowadzeniu domu? I że ludowe przypowieści to za mało, by uznać, że coś nie jest szkodliwe? I że dziecko jeszcze nie wie, co jest dla niego dobre? Polecam opinie fizjoterapeutów.

[smartads]
Może się uda, a może się nie uda.
     Krótki odcinek trasy zmniejsza prawdopodobieństwo wypadku drogowego. Tylko do sklepu. Tylko do babci. To jest tuż za rogiem. Po co używać fotelika samochodowego? Po co wozić dziecko bezpiecznie? Bo gdy ktoś wyjedzie ci na czołówkę, nie będzie pytać, czy jesteś w długiej trasie czy krótkiej. Bo gdy w czasie wypadku trzymasz dziecko na kolanach, siła uderzenia wyrwie ci je z rąk i rzuci jak szmacianą lalką. Bo to igranie życiem dziecka.

Dodaj komentarz