Usiadłyśmy przy wirtualnym stole, przy wirtualnym ciastku i wirtualnej, przysłowiowej kawie. I się rozgadałyśmy. Jak przekupy przy straganie.
K: Natura jest z gruntu dobra, wie, co robi, kieruje się własnymi prawami, ale nie działa wbrew człowiekowi. Człowiek żyjący w zgodzie z naturą jest zdrowy, szczęśliwy i zadowolony, a całe jego życie jest jedną, wielką harmonią. I tak się przyjęło, co naturalne – to dobre, to słuszne, to właściwe. Naturalne porody są jedyną słuszną drogą wydania dziecka na świat, naturalne karmienie, jedynym słusznym karmieniem, naturalna żywność jest najzdrowsza, a naturalne włosy najpiękniejsze.
E: Często odwołujemy się do natury, tego, co naturalne, być może nieco zbyt często. W kontrze stawiamy postęp, technikę, naukę. To wszystko można odnieść do tego, co dzieje się wokół poczęcia i narodzin dziecka. Gdy natura rzuca kłody pod nogi, kobiety sięgają do zasobów nauki. Leczenie niepłodności, zapłodnienie in vitro, podtrzymywanie ciąży.
K: Bo wiesz, ludzie to nie zwierzęta. One w naturalny sposób kierują się instynktem, którym zostały przez nią obdarzone. My, ludzie, zwykliśmy traktować zwierzęta z góry, czuć się lepsi, wyżej postawieni, lepiej przez tę naturę wyposażeni. Mamy rozum, uczucia, emocje, nie kierujemy się ślepo instynktem, analizujemy, wyciągamy wnioski. Natura wiedziała, co robi, dając to wszystko ludziom, a nie takim… papugom na przykład. Te to dopiero głupie są. Do tego bezduszne i bez uczuć, aż dziw, że jeszcze nie wyginęły.
E: Czemuż tak na nie złorzeczysz?
K: Mam podstawy. Jestem w posiadaniu takich bezdusznych egzemplarzy. Parkę mam. Zgodne z naturą rozmnażać się chciały, przedłużać gatunek. Dostały więc własne M i gniazdo, coby tej naturze stało się zadość. I stało się. Doczekały się potomstwa. Właściwie to jaja się doczekały, ale jajo to już coś. Minęło kilka dni i jajo wylądowało poza lęgową budką. Matka je wyrzuciła. To oczywiście oznacza, że potomka nie będzie. Nie tym razem. Dlaczego? Dlatego, że byłby chory, że nie przeżyłby po wykluciu, nie byłby zdolny do samodzielnego życia, że źle się rozwijał, bądź nie rozwijał wcale. Wyrzuciła jajo i przeszła nad tym do porządku. Nie darła piór, nie odchorowała zaistniałej sytuacji, nie zareagowała w żaden negatywny sposób. To jej natura i życie z nią w zgodzie. Zresztą nie tylko jej. Inne zwierzęta zachowują się dokładnie tak samo.
[smartads]
Biedne. Bez uczuć rodzicielskich, bez troski, żalu i bólu po stracie. Takie bezduszne stworzenia, dla których schemat jest prosty – potomstwo się nie rozwija lub rozwija źle, szkoda czasu i energii na działania, które niczego nie zmienią. Czas ten i energię należy spożytkować inaczej, na spłodzenie nowego potomka, silnego, zdrowego, mającego szansę przeżyć i… przedłużyć gatunek. A człowiek?
E: Człowiek ogólnie ma skłonność do nadużywania, czemu miałby sobie żałować przy prokreacji. Kobiety osiągają mistrzostwo w wyszukiwaniu technik, które zapewnią im prokreacyjny sukces. To, czego nie jestem w stanie pojąć i pewnie nigdy nie pojmę, to faszerowanie się lekami, które mają zapewnić podtrzymanie ciąży. Podtrzymanie ciąży, która może wcale nie chce, by ją podtrzymywać. Jak można jej odbierać wolną wolę? Jak inaczej na to spojrzeć, skoro bez tych farmaceutyków rzeczona ciąża prawdopodobnie po tygodniu czy dwóch zakończyłaby się samoistnym poronieniem? Bo może ta ciąża wie o czymś, o czym nie wie kobieta?
K: Natura jest z gruntu dobra, wie, co robi, kieruje się własnymi prawami, ale nie działa wbrew człowiekowi. Człowiek żyjący w zgodzie z naturą jest zdrowy, szczęśliwy i zadowolony, a całe jego życie jest jedną, wielką harmonią. I tak się przyjęło, co naturalne – to dobre, to słuszne, to właściwe. Naturalne porody są jedyną słuszną drogą wydania dziecka na świat, naturalne karmienie, jedynym słusznym karmieniem, naturalna żywność jest najzdrowsza, a naturalne włosy najpiękniejsze.
E: Często odwołujemy się do natury, tego, co naturalne, być może nieco zbyt często. W kontrze stawiamy postęp, technikę, naukę. To wszystko można odnieść do tego, co dzieje się wokół poczęcia i narodzin dziecka. Gdy natura rzuca kłody pod nogi, kobiety sięgają do zasobów nauki. Leczenie niepłodności, zapłodnienie in vitro, podtrzymywanie ciąży.
K: Bo wiesz, ludzie to nie zwierzęta. One w naturalny sposób kierują się instynktem, którym zostały przez nią obdarzone. My, ludzie, zwykliśmy traktować zwierzęta z góry, czuć się lepsi, wyżej postawieni, lepiej przez tę naturę wyposażeni. Mamy rozum, uczucia, emocje, nie kierujemy się ślepo instynktem, analizujemy, wyciągamy wnioski. Natura wiedziała, co robi, dając to wszystko ludziom, a nie takim… papugom na przykład. Te to dopiero głupie są. Do tego bezduszne i bez uczuć, aż dziw, że jeszcze nie wyginęły.
E: Czemuż tak na nie złorzeczysz?
K: Mam podstawy. Jestem w posiadaniu takich bezdusznych egzemplarzy. Parkę mam. Zgodne z naturą rozmnażać się chciały, przedłużać gatunek. Dostały więc własne M i gniazdo, coby tej naturze stało się zadość. I stało się. Doczekały się potomstwa. Właściwie to jaja się doczekały, ale jajo to już coś. Minęło kilka dni i jajo wylądowało poza lęgową budką. Matka je wyrzuciła. To oczywiście oznacza, że potomka nie będzie. Nie tym razem. Dlaczego? Dlatego, że byłby chory, że nie przeżyłby po wykluciu, nie byłby zdolny do samodzielnego życia, że źle się rozwijał, bądź nie rozwijał wcale. Wyrzuciła jajo i przeszła nad tym do porządku. Nie darła piór, nie odchorowała zaistniałej sytuacji, nie zareagowała w żaden negatywny sposób. To jej natura i życie z nią w zgodzie. Zresztą nie tylko jej. Inne zwierzęta zachowują się dokładnie tak samo.
[smartads]
Biedne. Bez uczuć rodzicielskich, bez troski, żalu i bólu po stracie. Takie bezduszne stworzenia, dla których schemat jest prosty – potomstwo się nie rozwija lub rozwija źle, szkoda czasu i energii na działania, które niczego nie zmienią. Czas ten i energię należy spożytkować inaczej, na spłodzenie nowego potomka, silnego, zdrowego, mającego szansę przeżyć i… przedłużyć gatunek. A człowiek?
E: Człowiek ogólnie ma skłonność do nadużywania, czemu miałby sobie żałować przy prokreacji. Kobiety osiągają mistrzostwo w wyszukiwaniu technik, które zapewnią im prokreacyjny sukces. To, czego nie jestem w stanie pojąć i pewnie nigdy nie pojmę, to faszerowanie się lekami, które mają zapewnić podtrzymanie ciąży. Podtrzymanie ciąży, która może wcale nie chce, by ją podtrzymywać. Jak można jej odbierać wolną wolę? Jak inaczej na to spojrzeć, skoro bez tych farmaceutyków rzeczona ciąża prawdopodobnie po tygodniu czy dwóch zakończyłaby się samoistnym poronieniem? Bo może ta ciąża wie o czymś, o czym nie wie kobieta?
Strony: 1 2
Mialo byc dowcipnie? Jesli tak to nie wyszlo…
Bo nie miało być dowcipnie.
Jednak niektore sformulowania sa podszyte zartem… A tak btw – nie podtrzymywac ciazy lekami? Moze raka tez nie powinno sie leczyc bo to selekcja naturalna?
Ponad 30 lat temu – moja mama bedac w ciazy ze mna prawie cale bite 9m-cy spedzila w szpitalu na „podtrzymaniu”i jakos niczego mi nie brakuje – mam rece, nogi, wszystko inne tez na swoim miejscu. Gdyby nie szpital i leki – pewnie na swiecie by mnie nie bylo.
A tekst na koncu o „ciekawszych obsesjach” juz w ogole powalił mnie na łopatki.
Nie ma to jak luzna pogawedka przy pysznej kawusi o tym co dla niektorych bywa prawdziwym zyciowym dramatem.
Oczywiscie szanuje wolnosc slowa, swobode „dziennikarska” ale nie moglam sie powstrzymac od skomentowania.
Rozumiem, Aniu, żywą reakcję na przeczytaną treść przez wzgląd na Twoje osobiste doświadczenia, choć trudno mówić o osobistych, skoro Cię nie było jeszcze na świecie… W każdym razie może zwróć uwagę na to, o jakim podtrzymywaniu ciąży mowa.
A porównanie do leczenia raka… No cóż, nie wiem, w kogo ono ma godzić. Nie negujemy korzystania z dobrodziejstw medycyny, ze zdobyczy techniki. To też delikatna nadinterpretacja tekstu. Tu akurat można by zastanawiać się nad wybiórczym podejściem ludzi ogólnie. Podtrzymywanie ciąży, które jest zdobyczą rozwoju medycyny – tak, aborcja, która jest tym samym – nie, in vitro z Noblem na koncie – nie, eutanazja, klonowanie psów i kotów, komórki macierzyste, wedle woli, gustu, bez konsekwencji. Tylko powołujemy się na tę biedną, wyświechtaną naturę wedle aktualnego upodobania.
A co do luźnej pogawędki przy kawusi… Nie wszyscy o dramatach rozmawiają z posępną miną i nie wszyscy muszą. I właśnie w tym sęk, w kulcie tragedii.
A propos luźnej pogawędki i raka, odsyłam do tej rozmowy http://www.erodzina.eu/luzna-pogawedka-o-nowotworze-piersi/. Nawet osoba po traumie nie musi całe życie zachowywać się jak… osoba po traumie.