Kurort

     Jak każda szanująca się rodzina wielodzietna (dwoje dzieci to zdecydowanie wiele), wybraliśmy się na urlop nad morze. Nie tam Egipty, Chorwacje, Tunezje czy Turcje. O nie. Jako lokalni patrioci pojechaliśmy, po raz nie wiem który, nad Bałtyk. I wiecie co? Ja naprawdę lubię to nasze szaro-buro-zielone morze. Plażę lubię trochę mniej, bo plaża się składa głównie z piachu a piachu nienawidzę. I nie żeby piach mi jakoś podpadł szczególnie. Ale piach plus moje dzieci równa się totalna katastrofa, że o bałaganie nie wspomnę.

Wszędzie dziki tłum
z błędnym wzrokiem goniący
za czymś: plaża, żarcie,
picie, lody, gofry,
duperele, słońce. Za
miejscem na plaży…
Fenomen parawanów.
Czy gdzieś jeszcze na świecie
ludzie używają parawanów?

     Dzieciaki na Dzień Dziecka dostały piaskownicę. Broniłam się długo i namiętnie, ale skapitulowałam w końcu i pozwoliłam ich obdarować tą wielgachną kuwetą. Po tym, co moje pociechy w ciągu dwóch dni wymyślały z piaskiem i moim i tak zdewastowanym ogródkiem, dostały zakaz ogródkowy dni trzy. A zakaz piaskownicowy to chyba dożywotni będzie. Przerobię kuwetę na basenik. Przecież zabawa w obrębie piaskownicy jest nudna, mało odkrywcza i szablonowa. Moje dzieci takie absolutnie nie są. Ani nudne, ani mało odkrywcze, a już na pewno nie są szablonowe. Dlatego dwa wiadra piachu wylądowały na moich świeżo wyrośniętych kwiatkach w doniczkach… A nie mówiłam, że grozi im zagłada? Nie wiem czy powstaną. Wątpię. Kilka wiader zostało wyniesionych i wysypanych w różnych przypadkowych miejscach. Generalnie zabawa była w opróżnianie kubłów od śmieci, a piach symbolizował śmieci. Kilka kubłów miały słodziaki na własnych głowach, w uszach, ustach, oczach i – za przeproszeniem – w dupach. Tego nie da się chyba opisać. W każdym razie nie podejmuję się. Nerwy starałam się hamować, tłumić, wygaszać, deptać, skakać po nich. Nie dało się.
     Ale o wakacjach miało być. Nad morzem jest dużo ludzi. Jest wszędzie tłoczno, czasami śmierdzi. A przy toi-toikach to wali grubo i gęsto. Jak powieje, to trudno się otrząsnąć. A że toiki są przy różnych strategicznych miejscach do zwiedzania, typu Latarnia Morska na Helu czy Wieża Dalmierza w Muzeum Obrony Wybrzeża, toteż przebywanie w okolicy podobnych obiektów gwarantuje niezapomniane wrażenia węchowe. Mdłości natychmiastowe i gwarantowane, a co wrażliwsi i odruch wymiotny mogą zaliczyć. Fe!
     Odchodząc od tematów mało estetycznych i nieeleganckich, przejdźmy do hazardu i biznesu. Wszechobecne budki z badziewiem. Fenomenalne. Jest ich miliony i we wszystkich taki sam asortyment. Czy oni są w stanie sprzedać ten towar? Kto to kupuje? Nawet jakby cały ten tłum z plaży zagonić do tego szitu, to chyba nie byliby w stanie wykupić wszelkich chusteczek z imionami, breloczków, muszelek, świecących piłeczek żelowych, długopisów, tabliczek na auto, tabliczek na pokój, tabliczek na wózek, zatrzęsienia badziewnych plastikowych zabaweczek, dmuchanych baseników (to akurat może być przydatne), żelowych zegarków, pseudoetnicznych pseudobiżuterii, bursztynów prawdziwych, bursztynów sztucznych, koszulek z durnymi napisami. Choć dzisiaj jedna koszulka mnie ujęła bardzo. Duży napis: „Szukam drugiej połówki”, pod spodem w nawiasie, mniejszymi literkami: „może być też 0,7l”.
     Biznes świderkowo-gofrowy jest dla mnie bardziej zrozumiały, bo generalnie ciągle ktoś to je. Parę ton na pewno przetrawią letnicy i wydalą. Sami oczywiście też nie odmawiamy. Osobiście jestem fanką świderków waniliowo-truskawkowych, ale innymi nie pogardzę.

[smartads]
     Na deserek po lodzikach – hazard. Wszelkiego rodzaju bujaczki dwójkowe zjadaczki, koparki na monety, świecące, grające automaty, cymbergaje, automaty z kulkami. Nigdy i nigdzie nie ma takiej kumulacji tego typu naciągaczy co w nadmorskich kurortach. Na koniec należy także wymienić nadszarpnięte zębem czasu czeskie wesołe miasteczka, dmuchańce i skakańce oraz trampoliny. Nie umniejszajmy znaczenia wypożyczalni dziwnych pojazdów, gokartów, akumulatorowych aut (piętnaście złotych za dziesięć minut!). Generalnie trudno przejść z dzieciakami gdziekolwiek bez awantury. Na plażę na szczęście chodzimy trasą bez wyłudzaczy, ale już na obiad, lody, czy spacer zwykły to trudno się przebić. Na szczęście dzieciaki cały rok zbierały dwójeczki na tego typu atrakcje i teraz sobie mogą jeździć ile wlezie.

Dodaj komentarz