KURturalnie, wKURZająco, KURiozalnie

KURiozalna akcja szpak
     Nie wiem czemu mi się przydarzają takie dziwne akcje. A było to tak. Dzieciaki demolowały ogródek, wysypywały piach z piaskownicy wszędzie tam, gdzie absolutnie im tego piachu nie można wysypywać… ja mieszałam w garach, żeby mieć na następne 2-3 dni spokój z gotowaniem. Byłam więc podkurzona już samym faktem sterczenia w kuchni, jeszcze ci mali rekonfiguratorzy przestrzeni życiowej co chwilę coś. Grrrr.


     Za którymś razem do nich lecę, i o mało nie zdeptałam „czegoś”. Zerkam, przyglądam się i wrzeszczę: „Ojej ptaszek!!!” Głupia ja. Zleciała się moja zgraja, składająca się z dzieci sztuk zaledwie dwie, ale robią spokojnie za pięć, i dawaj napierać na ptaszka. Musiałam go ratować najpierw przed nimi. Wzięłam w łapy i do miseczki. Wyściełałam mu tam skarpetą, przykryłam go i dalej myśleć. Co dalej? Widzę że mama malucha na dachu siedzi i spogląda… Na dach się nie wdrapię. Mieszkam w dwupiętrowym bloku, więc nie da rady. Ptasia mama go tam nie zaniesie… Hmmm, co dać mu jeść? A może on zdycha?
     Obiad się przypala, a ja dumam zestresowana, że będę musiała być świadkiem śmierci nie tylko naszych rybek akwariowych, ale i malutkiego ptaszka sierotki, bo do domu to on już nie wróci. Mógł się nie wychylać! Pierworodny dorobił sobie teorię, że ptaszek patrzył jak on się bawi w piaskownicy i wypadł. Dzieci mają fajne procesy myślowe. Dorośli muszą się nieźle odurzać, żeby osiągnąć ten stan, a i tak nie zawsze się udaje.
     Wracając do meritum, bo galopujące myśli mam. Najpierw siostrzyca na mnie się wydarła, że mam dzwonić na Straż Miejską, bo oni mają eko patrol jakiś. No ok. Zadzwoniłam, mają, ale ptasich dzieci nie ratują, selekcja naturalna i mam go zostawić tam, gdzie był i zobaczyć co będzie dalej. Pytam wprost, mam mu pozwolić zdechnąć? Pani strażniczka, po chwili namysłu odpowiedziała: ”TAK”. O NIE! Może i jestem bezlitosna, wredna i bez serca, ale nie aż tak. Kołatała mi się po głowie nazwa: „Ptasi Azyl” po dokończeniu obiadu wyguglałam i znalazłam. Napisałam maila, wysłałam zdjęcie malca, ale dodzwonić się tam już nie szło. Mieli jakąś awarię. Ale po mailu pani, wiedziałam już, że mam pod skarpetą szpaka. Wiedziałam też, że szpak jest bardzo głodny i bardzo głośno daje temu wyraz. Stres, narastający stres, żeby go bezmyślnie nie zmarnować. Toż to życie jest, ptasie bo ptasie, ale życie. Kura też ptak w końcu, to prawie jak brat!

[smartads]
     Najpierw dałam mu namoczonej w wodzie bułki. Próby polowania na mrówki i podawania tychże pominę. Były nieudane. Później na stronie azylu doczytałam, o gotowanym na twardo jajku. Ugotowałam ptaszorowi jajo, wystudziłam podziabałam i wsadzałam w ten rozdziawiony dziób. Najadł się i jakoś tak spowolnił tempo. Bałam się że schodzi, ale twardo wmawiałam sobie, że on ma jak ja, jak zeżre musi pospać. Wtedy wrócił Wszechmogący i zdecydowaliśmy, że go wieziemy do Azylu w ZOO. Nie wiedzieliśmy czy kogoś zastaniemy jeszcze, bo późnawo było, więc spakowałam szpakowi jajeczko w torebeczkę śniadaniową, żeby w razie co, jakby miał spędzić noc na portierni, miał co jeść.
     Ptasia przygoda zajęła mi pół dnia, albo i więcej, a psychicznie przeorała znacząco. Finalnie malec trafił w dobre ręce, okazało się, że był odwodniony, ale więcej poważniejszych urazów nie stwierdzono. Jest szansa że dorośnie w Azylu. Synek nie mógł zrozumieć czemu oddaliśmy panu ptaszka. Zżył się z nim strasznie przez ten dzień. I z takim słodkim przejęciem wszystkim opowiadał całą historię.

Kredk@

Dodaj komentarz